Menu

Chudszy – Richard Bachman

20 sierpnia, 2016 - Książki
Chudszy – Richard Bachman

Chudszy

Richard Bachman

Ostatnio udało mi się sięgnąć po książkę napisaną przez króla horroru Stephena Kinga (tym razem jednak napisaną pod pseudonimem Richard Bachman). Bardzo lubię jego twórczość, bo gdy już się zdecydujemy na jedną z jego powieści i zaczniemy czytać, to nie sposób się od niej oderwać.

Autor krok po kroku buduje napięcie. Maluje tło, na nim umieszcza niezwykle charakterystyczne i barwne postacie (każda ma oczywiście własną i niepowtarzalną historię), nadając dziełu unikatowy charakter. Do tego bogate opisy sytuacji i odczuć bohaterów, inteligentne dialogi, intrygujące losy, przedstawianych w powieści, ludzi a często i zwierząt. Naszpikowane strachem historie są w niezwykle ujmujący sposób wplecione najczęściej w rutynę życia codziennego.

King posiada niezwykłą umiejętność rozbudzania ciekawości czytelnika. Nie ważne, czy dotyczy to zjawisk paranormalnych, czy wątków obyczajowych. Wszystko, co pisze mocno „przykleja” mnie do napisanych przez niego książek. Owo przyklejenie nastąpiło, co z resztą było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, podczas czytania Cujo. Na ten egzemplarz zdecydowałam się tylko dlatego, że nie miałam akurat nic innego do wyboru. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że historia jakiegoś bernardyna ujmie mnie aż tak bardzo.  Właśnie wtedy pokochałam twórczość Kinga. Niby historia o zwykłym psie (ale!) zarażonym wścieklizną, a zupełnie nie mogłam się oderwać. Moim zdaniem umiejętność przykuwania czytelnika do książki warta jest uznania.

Podobne emocje towarzyszyły mi, gdy czytałam Chudszego. Wydarzenia w opisywanym dziele ukazują, jak stojąc na szczycie można bardzo szybko i boleśnie spaść. Nadużywanie pozycji i znajomości mogą okazać się mieczem obosiecznym. I to, co dzięki nim otrzymaliśmy, możemy dzięki nim łatwo stracić. Tak stało się tutaj. W sumie większość spraw przez które główny bohater – Billy Halleck został dotknięty klątwą były tak naprawdę niezależne od niego. Uznanie, pieniądze, miłość rodziny i znajomości mogą przestały cokolwiek znaczyć w obliczu potępienia. To właśnie ono towarzyszy adwokatowi  (postać właśnie dzięki wykonywanemu zawodowi znajdowała się wysoko w hierarchii przedstawionego społeczeństwa) od pierwszych stron książki.

Po wydanym wyroku sądowym (jak na pierwszy rzut oka widać niekoniecznie słusznym) pewien obrzydliwy Cygan, jak się później okazuje, nieprzypadkowy postanawia samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość sprawcy, który śmiertelnie potrącił starą Cygankę. Sytuacja po rzuceniu klątwy od początku nie wydaje się być, zdaniem Billy’ego najlepsza, sama świadomość naznaczenia doprowadza przecież do obłędu. Jest jeszcze w nim nadzieja, że to wszystko jest w sferze wymysłów, efektu działania przewrażliwienia i bardzo bujnej wyobraźni. Jak się okazuje wypowiedziane, tylko jedno na pozór nic nie znaczące, słowo chudszy ma większą moc, niż mogło by się komukolwiek wydawać i zmienia życie znaczącego adwokata w piekło.

Czytelnik widzi jak szczęśliwy grubasek (bo właśnie z nadwagą borykał się Billy) z każdym dniem staje się w coraz chudszy, aż w końcu przybierze postać chodzącego szkieletu powleczonego skórą – „potwora” i to nie tylko w odniesieniu do kilogramów. Ukazana zostaje ludzka natura, jej odczucia i zachowania w przypadku wystąpienia szeroko rozumianego zagrożenia, która się zmienia na coraz gorszą wraz z utratą każdego kilogramu. Zdumiewa to, w jaki sposób człowiek chce się oczyścić (również przed samym sobą) ze stawianych mu zarzutów, uwolnić od konsekwencji czynu, który popełnił. Głębokie przekonanie, że nie potrącił tej starej Cyganki ze swojej winy pozwala utrzymać wiarę w możliwość ocalenia swojej osoby. Billy Halleck, przerażony tym co się dzieje i żyjący w oczekiwaniu na nadejście jego rychłej zagłady, nie cofnie się przed niczym, aby tylko uwolnić się od ciążącego na nim piętna. Pomocy będzie poszukiwał w najróżniejszych miejscach, u najróżniejszych osób, przekonując się tym samym, ile tak naprawdę dla nich i w ogóle w życiu znaczy. W korowodzie niefortunnych zdarzeń i nieprzychylnych mu osób znajduje również swoich sprzymierzeńcy, choć niewielu. Jak bardzo będą mu w stanie pomóc i się poświęcić dowiadujemy się dość późno. Obłożony klątwą oczywiście nie pozostaje bierny, walczy o życie i w pewnym sensie o dobre imię. Próbując oczyścić się z winy, musi wskazać sprawcę, który przyczynił się do popełnienia tej zbrodni. Czy przyjdzie mu to łatwo, a może bez skrupułów będzie starał się zwalić winę na wszystkich otaczających go ludzi bez względu na konsekwencje, żeby tylko osiągnąć zamierzony cel. Halleck szybko się przekona, czy zdjęcie klątwy w ogóle jest możliwe i jaką cenę będzie musiał za to zapłacić.

Interesujące postacie nadają historii charakteru. Żaden wątek nie jest potraktowany wybiórczo. Wszystko ma swój początek i koniec. Jest logiczne i sensowne, ale wydarzenia nie zapierają tchu w piersiach. Utrata kilogramów, pomimo że w zastraszającym tempie, i jej konsekwencje muszą być przerażające… Dla samego zainteresowanego na pewno, dla czytelnika może, ale niekoniecznie. Wydaje mi się, że gorsze kary spotkały innych zainteresowanych. Może oni na nie zasłużyli bardziej. Prawdopodobnie. Marna klątwa, która dotknęła zainteresowanego nie ujmuje nic samemu pomysłowi i wykonaniu dzieła, a cała książka jest warta polecenia.

Podobne odczucia miałam czytając książkę tego samego autora pt. Joyland. W obydwu przypadkach pojawiała się u mnie chęć poznania dalszych losów bohaterów i wydarzeń. Tak jak poprzednim razem ponownie oczekiwałam kilku strasznych scen, których co prawda ostatecznie się nie doczekałam, ale nie czułam się zawiedziona czy też rozczarowana. Książki trzymały w napięciu i oczekiwanie na straszne wydarzenia też było przyjemne. 🙂 Warto przeczytać Chudzego. W tej książce można  spotkać więcej dreszczyku emocji (takiego w sensie strachu) niż w Joylandzie. Chociaż ta druga pozycja budzi w człowieku zdecydowanie więcej uczuć wyższych.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: