
Z okazji urodzin mój chłopak sprawił mi niesztampową niespodziankę i zabrał mnie w dość wyszukane miejsce. Rozrywka, muszę przyznać, idealna dla fanów mocnych wrażeń. Bardzo lubię czuć na plecach ten dreszcz emocji, strach – oczywiście ten kontrolowany. 😛 Tam, gdzie mnie zabrano na plecach czułam nie tylko dreszczyk emocji… To co czułam było jak najbardziej prawdziwe. Coś nie pozwalało mi iść dalej, dosłownie trzymało mnie w środku. Tak! Pewnie się już domyśliłaś/eś. To była rozrywka typu horror house. 😀
Myślę, że stworzone na podobieństwo bardzo popularnych escape room’ów. Tych pierwszych nie ma jednak jeszcze nazbyt wiele i na pewno nie mogą konkurować z pokojami, gdzie żeby wyjść należy rozwiązać zazwyczaj niełatwą zagadkę.
Lights out Horror House, tak nazywa się miejsce, w którym miałam okazję spędzić chwilę czasu. Czemu tylko chwilę? Bo grafik mają bardzo napięty 😉 i wręcz wypychają cię stamtąd, ale nie skupiajmy się na tym, bo to nie o to teraz chodzi. Zacznijmy od początku.
18.55 wysiadamy z taksówki pod adresem, gdzie znajduje się nasz horror house. Nie chcąc się spóźnić, jak najszybciej witamy się ze znajomymi i wchodzimy do środka. Drzwi otwiera nam tajemniczy pan, który jest ucharakteryzowany na jakiegoś potwora w czapce. Niestety nie rozpoznałam na kogo. Potwór każe nam pozostawić kurtki na wieszaku i prowadzi nas dalej. Wchodzimy do „poczekalni”, miejsce jest odpowiednio udekorowane, wygląda jak łazienka. Wszędzie kafelki obryzgane krwią, przy ścianie wanna z kotarą, na której też są odciśnięte krwawe ślady, o ile dobrze pamiętam ręka. Do tego napisy z krwi. Strasznie. Jest klimat! 🙂
Szybko zostajemy pouczeni o tym, że jeśli mamy choroby serca, nadciśnienie, klaustrofobię, arachnofobię i nyktofobią (cokolwiek by to znaczyło :-p/strach przed ciemnością), to generalnie nie powinniśmy tam wchodzić. Podpisujemy oświadczenia o trochę dziwnej treści ;-). Zostaliśmy zmuszeni do pozostawienia telefonów. Dostajemy maleńką latarkę z mdłym światłem i możemy wchodzić. Ewentualnie jeszcze na hasło STOP, w każdej chwili możemy zrezygnować. Tak się jednak nie dzieje. Idziemy dzielnie tam, gdzie nam każą.
Wąski „tunel” a w nim pozawieszane jakieś materiały. Długie i ciemna. Fajnie, ale na widok wąskiego wejścia czuję ucisk w żołądku, tym bardziej, że wiem, że zaraz na pewno nastąpi atak, kto wie, może jakiegoś zombiaka. Z każdym krokiem niepewność wzrasta. Wszędzie jest strasznie i ciemno. Potworów i atrakcji spotkanych po drodze nie zdradzę, bo może zechcecie się akurat tam wybrać, a nie mogę przecież Ci zepsuć takich emocji. Wystroju wnętrz również nie opiszę, bo było tak bardzo ciemno, że mam w głowie tylko migawki tych obrazów, bo musiałam uciekać, Ktoś lub coś nieustannie ciągnęło mnie do siebie, nie pozwalało mi iść dalej, wydawało z siebie przeraźliwe dźwięki. Miałam spotkanie z najpopularniejszymi postaciami z horrorów. Wiedziałam, że to tylko aktorzy, ale mimo wszystko się bałam… Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym znalazła się w takiej prawdziwej sytuacji. Brrr… Włos jeży się na głowie. 😉 Było CZADERSKO!!! Z chęcią za jakiś czas wybiorę się ta ponownie i Ciebie też zachęcam!!! Warto.
Z uwag dodatkowych: bilet normalny 25zł, studencki 23zł od osoby.
Przejście trasy: ok. 20/30min.
Obsługa: dość niemiła i niesympatyczna, ale nie ma to najmniejszego znaczenia.
Zabawa: świetna!!! 8 na 10 punktów. 10 by było jakby to był np. stary, duży, najlepiej opuszczony dom 😛 i obsługa byłaby troszkę milsza, a może to tylko element choreografii, kto wie 🙂