Menu

[email protected] – Abel Vang, Burlee Vang

5 stycznia, 2017 - Filmy
Aplik@cja – Abel Vang, Burlee Vang

[email protected]

Reżyseria: Abel Vang, Burlee Vang

No i się zaczęło… Po wspaniałym filmie Autopsja Jane Doe (recenzję znajdziesz tutaj: https://myformido.com/2017/01/03/autopsja-jane-doe-andre-ovredal/) przyszedł czas na obejrzenie [email protected]. Tutaj już takiego fenomenu się nie doszukałam a wręcz przeciwnie.

Twórcom filmów zależało najwyraźniej na tym, aby dotrzymać tempa pojawiającym się ciągle zmianom technologicznym. Świat pędzi, nasze życie jest coraz szybsze. Nie jesteśmy już nawet wstanie nadążyć za tym wszystkim nadążyć. Ktoś najwyraźniej postanowił wyjść naprzeciw oczekiwaniom dzisiejszej młodzieży i nie tylko, która nie odrywa nosa od telefonów i instaluje coraz to nowsze aplikacje. To ogromne wyzwanie, bo telefon towarzyszy nam każdego dnia. Nie służy, jak kiedyś, już tylko do komunikacji. Zastępuje on budzik, kalkulator, a „podłączony” do Internetu stanowi wspaniałe źródło wiedzy. Sprostanie aktualnym realiom z pewnością nie jest łatwe. Już kiedyś ktoś się porwał na tego typu przedsięwzięcie. Pamiętacie Nieodebrane połączenie Eric’a Valette’a? Tak, to ten film, gdzie ludzie otrzymywali połączenia od zmarłych przyjaciół, a później gineli w niewyjaśnionych okolicznościach. Jakie był efekt? Moim zdaniem górnolotne to nie było, aczkolwiek nie zakwalifikowałabym tego dzieła do najgorszych. Sam fakt połączeń z zaświatów był dość kontrowersyjny, ale w miarę miało to wszystko ręce i nogi a nawet jakąś fabułę.

[email protected] jest analogicznym filmem, tylko trochę bardziej aktualnym, mającym sprostać dzisiejszym wyzwaniom. Tutaj już nikt do nikogo nie dzwoni. Nastolatki otrzymują tym razem (także od zmarłej osoby) propozycję zainstalowania aplikacji BeDeviled. Oczywiście początkowo inteligentny osobisty asystent towarzyszy użytkownikowi, nawet jest na swój sposób miły, choć czasem robi co mu się żywnie podoba. Generalnie z czasem aplikacja znająca swoich użytkowników od podszewki zaczyna żerować na ich największych lękach. W tym miejscu oczywiście spotkamy klauny, babcie, ciocie Azjatki, białych, policjantów a nawet misia. Tak, misia. Straszne, nie? 😉 A nawet jak ktoś się klauna nie bał, to i tak mu się ukazywał, bo czemu nie?!? Przecież w dzisiejszych czasach, to taki gorący i straszny towar. Czyż nie? Istny cyrk, brakowało tam chyba tylko małp.

Początkowo, gdy zaczynają się pojawiać zjawy z „najgorszych koszmarów”, to nikt nikomu nie wierzy. Później, kiedy już dojrzeje w nich świadomość, że to swoistego rodzaju projekcja podświadomych lęków, to zaczynają z tym walczyć. Nastąpi nawet próba przełamania tej telefonicznej klątwy. Możliwe, że uciekanie się twórców do straszenia przy pomocy wewnętrznych potworów nie jest takie złe, ale takie wykonanie? Okropne! Nie wydaje mi się, żeby młodzież bała się takich rzeczy. Wątpię nawet w to, że jakikolwiek przedszkolaka mógł się czegoś takiego wystraszyć. Bo kto będzie się lękał uśmiechniętego misia albo chodząca jak Jack Sparrow z Piratów z Karaibów (w roli wspaniały Johnny Depp) babcia. To trochę zbyt wiele.

Jak by tego było mało, film jest do bólu nielogiczny. Po prostu wszystko co się tam dzieje można z łatwością podważyć lub odrzeć z jakiegokolwiek sensu. Padający jak muchy nastolatkowie, których śmiercią dosłownie nikt się nie interesuje, kluczowa postać walcząca elektronicznym demonem zabita w zupełnie inny sposób, zwarta walka przeciwko aplikacji wiedzącej o nich wszystko „przez telefon”. Absurdy te można mnożyć w nieskończoność, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Moim zdaniem film nie jest wart czyjegokolwiek zainteresowania. Odradzam go nawet zagorzałym fanom horrorów, którzy mają o wiele szersze granice akceptowalności dla tego gatunku. Kilka żałosnych scen. Nudne dialogi i słabe zakończenie. Tego po prostu nie warto oglądać. Strata czasu i pieniędzy.

Wydaje mi się, że to było swoiste wyjście naprzeciw młodzieży. Prawdopodobnie w tę grupę docelową próbowano uderzyć. Jednak próba skończyła się kompletnym roztrzaskaniem planów o ścianę i to w drobny mak. Ktoś chyba zapomniał, że głową muru się nie rozwali, a można przy tym się poważnie skrzywdzić. Krzywd tych nic już nie naprawi, ale można się przed nimi uchronić, omijając ten film szerokim łukiem.

Tęsknię za czasami, kiedy to zabijały dziewczynki z kaset wideo (choć wtedy technologie nie były tak dalece posunięte i może to jest główny problem). Blade, czarne, wychodzące z telewizora. Telefon też dzwonił, a mimo wszystko miało to swój urok. (Swoją drogą niecierpliwie czekam na kontynuację kultowego horroru, o którym teraz mówię – The Ring. Produkcja ma się ukazać na początku lutego o nazwie Rings.) Doczekaliśmy czasów, w których zabijają aplikacje. No cóż… Jakie czasy, takie filmy. Przekonana jestem, że zdecydowanie powinno porzucić się ten kierunek, bo to nie tędy droga.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: