
Kiedy gasną światła
Reżyseria: David F. Sandberg
Gasną światła, zapada ciemność, właśnie skończyła się ostatnia reklama. Wytężam wzrok, ciemność jest nieprzyjemna. Zaczyna się film. Już na początku zaczyna dziać się coś strasznego. Ktoś ginie. Pierwsze sceny nie ścinają z nóg, ale są zapowiedzią czegoś mocnego. W sumie na oczekiwaniach i obietnicach wszystko się kończy. Niestety.
Akcja głównie toczy się w starym, niezwykle ciemnym domu. W nim mieszka matka z synem Martinem. Kobieta cierpi (jak często się zdarza w tego typu filmach) na chorobę psychiczną. Jej stan wydaje się pogarszać, przyczynia się do tego tajemnicza Diana – rzekoma „przyjaciółka” schorowanej kobiety. Nie jest to na pewno zwykła przyjaźń. Stosunek łączący kobiety nazwałabym raczej zniewoleniem. Kobieta jest podporządkowana zjawie i poświęca jej całą uwagę. Wszystko, co zjawa „otrzymuje” od kobiety nie wystarcza, zaczyna wtedy nękać również jej dzieci. Syna i córkę, którą łączą z matką bardzo złe stosunki. Kobieta tak poświęca się Dianie, że pozbawiony opieki chłopczyk zostanie zmuszony skorzystać z pomocy starszej, zbuntowanej siostry. Dziewczyna pomaga, ale trzyma wszystkich na dystans, a najbardziej swojego chłopaka. W tym miejscu należy przyznać twórcom punkt za przedstawienie, moim zdaniem, pięknych scen przedstawiających prawdziwą miłość dwojga wspomnianych przed chwilą ludzi. Chciałabym jednak przypomnieć, że to nie jest film o miłości, ale horror, w którym zabrakło dynamiki, a tempo było zbyt wolne. Akcja ciągnie się i się ciągnie i tak w sumie cały czas. Film sam w sobie nawet nie był straszny, co mnie bardzo rozczarowało. Historia przedstawiona w filmie była bardzo pomysłowa, ale zabrakło elementów „dekoracyjnych”, które dobrą opowieść zmieniłyby w prawdziwy horror.
W film została wpleciona również historia, która wiąże się, czy też jest nieoderwalną przyczyną wszystkich zdarzeń. Przyznam, że jest dość interesująca, chociaż momentami nielogiczna. Pomysł trzeba przyznać był bardzo dobry. Wydaje mi się jednak, że trochę zbyt mało czasu poświęcono tym zdarzeniom, potraktowano je trochę po macoszemu. Wpisuje się to wspaniale w cały film, niby jest dobrze, ale nie tak na 100%.
Aktorzy można powiedzieć, że spełnili swoje zadanie – gra aktorska była zadowalająca. Pomimo tego, nie odnalazłam w filmie tego, czego oczekuję o tego typu filmów: dreszczyku emocji, zaciekawienia, charakterystycznych efektów specjalnych czy strachu. Mimo licznych niedociągnięć film i tak warto obejrzeć. W końcu nie każda produkcja musi wyrywać z butów, a jak się odpowiednio wczujemy, to nie powinniśmy się zawieźć. Kiedy gasną światła nie zapada długo w pamięci, co też nie może być przypadkowe. A może tylko nam mnie ten film nie zrobił aż tak dużego wrażenia?