
Motylek
Katarzyna Puzyńska
Książki polskich autorów kryminałów zaczęłam czytać stosunkowo niedawno, ponieważ nie do końca byłam przekonana do tej literatury. Nie miałam ochoty czytać o czymś, co jest na wyciągnięcie ręki. Dodatkowo nasze realia wydawały mi się zbyt nudne, żeby można było wykrzesać z otaczającej nas rzeczywistości interesujące kryminały. Muszę przyznać, że się pomyliłam.
„Motylek” jest dość obszerną książką i do złudzenia przypominającą powieści Camilli Laecberg w trochę bardziej swojskim wydaniu. Silne podobieństwo do szwedzkiego pierwowzoru niewątpliwie przysparza Puzyńskiej wielu czytelników. Wydaje mi się jednak, że pomimo pisarskiej kalki, dzieło polskiej pisarki znacznie odbiega poziomem od dzieł tworzonych przez Szwedkę.
Dzieło wciąga, rozbudza wyobraźnię a jego swojski klimat sprawia, że dość łatwo zżyć się z bohaterami Lipowa. W książce pojawia się kilka kwestii, które budzą we mnie pewne wątpliwości. Ciężko odczuć, kto tak naprawdę odgrywa w powieści główną rolę. Czy to jest przyjezdna ruda warszawianka, czy może wschodząca gwiazda tamtejszej policji? Ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Przypuszczam, że ich drogi się zejdą i w sumie oni będą występować na pierwszym planie, ale nie będę wyprzedzać faktów, a wkrótce sięgnę po następne części. Może wtedy uda mi się rozwiązać tę zagadkę. Brakuje mi trochę opisów odnoszącym się do warszawianki, którą w sumie poznajemy na początku, co dość silnie sugerowało, że ona będzie grała tu pierwsze skrzypce. Tu z kolei im dalej w las, tym coraz mniej opisów z nią związanych. Przez co kompletnie nie miałam okazji jej poznać. Wielowątkowość sprawia, że poznajemy wszystkich, a nie poznajemy w moim odczuciu nikogo bliżej. Co moim zdaniem działa niekorzystnie na cały odbiór dzieła.
Dodatkowo niektóre postacie są dla mnie aż nadto nierzeczywiste. Dialogi są zbyt infantylne względem osób, które je prowadzą. Sytuacja wygląda bardzo podobnie w odniesieniu do niektórych zachowań bohaterów. Nierealne, nierzeczywiste, czasem zaskakujące zachowania sprawiły, że momentami pożerana przeze mnie książka przybierała nieco mdławy smak. Nie było to jednak na tyle silne, żeby zepsuć go na dobre.
Panujący tam klimat wiejskiej osady bardzo przypominał mi tereny z których pochodzę. Prawdopodobnie dlatego tak szybko wybaczałam ewentualne zawody. Prawdopodobnie właśnie to sprawiało, że szybko wybaczyłam autorce pojawiające się w powieści zgrzyty. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że byłam w miejscu, które opisuje autorka, że coś mi to przypomina. Bardzo przyjemnie czyta się książki nawiązujące do naszych korzeni, czy wspomnień. Mnie wprawiało to w niezwykle dobry nastrój. Momenty, w którym miałam mieszane uczucia odnośnie książki przechodziły w niepamięć.
Dobrze skonstruowana historia, pomysłowa i dobrze zrealizowana, z licznymi retrospekcjami przeplatającymi bieżące wydarzenia. W tym miejscu przyczepiłabym się trochę, że nie było to dostatecznie oddzielone od innych treści. Bardzo długie rozdziały sprawiały, że często czułam się zagubiona w rozbudowanej treści, co wywoływało we mnie delikatną irytację, ponieważ gdy nagle musiałam przerwać czytanie, to nie mogłam doczytać do końca rozdziału, bo był zbyt długi. Mimo wielu przeszkód książkę pokonałam bardzo szybko. Świetnie się odnalazłam w zaproponowanej przez Katarzynę Puzyńską rzeczywistości. Powiem więcej, że z każdą stroną podobała mi się ona coraz bardziej.
Po Motylka powinni sięgnąć przede wszystkim fani Camilli Laeckberg, chociażby dla samego porównania twórczości szwedzkiej autorki z naszą rodzimą pisarką, ale nie tylko. W książce można odnaleźć bardzo dużo podobieństw, więc jeśli odnajdujecie się w szwedzkim klimacie, to w tym również każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Do przeczytania zachęcam także sympatyków wiejskich klimatów. Powieść jest idealna na długie, mroźne, zimowe wieczory.