
Ukryte piękno
Reżyseria: David Frankel
Scenariusz: Allan Loeb
Gatunek: Dramat
Data polskiej premiery: 25 grudnia 2016r.
Ukryte piękno. Mmm… Jeszcze nie umiem otrząsnąć się z emocji, które zafundował mi ten film. Nie spodziewałam się ich, aż tylu.
Ten wpis będzie wpisem przełomowym. Zapewne jak się domyślacie lub też nie, bardzo lubię chodzić do kina, wręcz uwielbiam. Nie ukrywam również, że jestem tam bardzo częstym bywalcem. Nie oglądam tylko i wyłącznie horrorów (bo ich znowu aż tak wiele nie wychodzi), a bardzo lubię również inne gatunki. Co z związku z tym? Bardzo często chciałabym się dzielić moimi odczuciami, przeżyciami i emocjami, które odczuwam również podczas komedii, sensacji czy dramatów (chociaż te oglądam bardzo rzadko, bo nie lubię płakać w kinie, a zawsze mnie rozklejają :-)). Książki też uwielbiam czytać, ale film ogląda się dużo szybciej, niż czyta książkę. Najczęściej dwie godziny i po wszystkim, a emocje wcale nie są gorsze :-). Mogłabym w sumie pisać o nich wszystkich cały czas. Wydaje się to jednak dość mało realne, biorąc pod uwagę Czas (który też odegra niezwykłą rolę w omawianej produkcji) a mam go tak niewiele. Pracuję, studiuję, spędzam czas z moją kochaną córeczką i zajmuję się domem (jak starczy czasu ;-)). Nie jest łatwo. W sumie i tak mam już kupę zaległych recenzji. Niektóre są już nawet napisane, ale nie zdążyłam ich jeszcze wrzucić. Nic straconego, postaram się to w miarę szybko nadrobić.
Pojawił się jednakże pewien film, którym pragnę się z Wami podzielić od ręki – Ukryte piękno. Świetna obsada aktorska: Kate Winslet, Edward Norton, Helen Mirren, Keira Knighthley, ale także spotykamy się w nim z wielkim powrotem Willa Smith’a. Aktor, którego już od dawna nie kojarzę z żadnych bardziej znaczących filmów. Wiele wspaniałych produkcji, takich jak Siedem dusz, Jestem legendą, Ja, robot i inne. Wiem, że kilka miesięcy temu był w kinach jakiś film ze Smithem, ale nawet nie pamiętam już tytułu. Tutaj W. Smith powraca, by znów jak w Siedmiu duszach poruszyć nasze serca. Jest on jednak w tym wszystkim, tylko jednym z wielu aktorów, którym należy się ogromne uznanie.
Ten film to niezwykle poruszająca historia.
Ostatnio w filmach jest popularne, że mamy do czynienia z grupką ludzi, najczęściej bardzo różnych, których ścieżki się w końcu spotykają. W tym przypadku jest zupełnie odwrotnie. Nie będziemy szli w nim po nitce do kłębka. Osoby, które spotkamy jakby wspólnie, będziemy stopniowo poznawać później pojedynczo. Jak się okaże poruszające losy na pozór wielkich, znaczących i szczęśliwych ludzi, którzy chyba nie do końca są tacy szczęśliwi, na jakich wyglądają. Mimo to postanawiają pomóc swojemu i szefowi, i przyjacielowi – Howardowi. Pomagają jemu, ale chyba i trochę sobie. Istniejąca sytuacja jest dość skomplikowana. Howard w każdym razie nie umie sobie poradzić z żałobą po zmarłej córeczce. Ogromna trauma. Życie go przerasta. Z pomocą przyjdą mu ponadto trzy różne byty. Miłość, Czas i Śmierć.
Z innymi opiniami jeszcze nie miałam okazji się zapoznać, ale wyobrażam sobie tę falę ogromnego hejtu 🙂 Nie obchodzi mnie to. Ten film mnie niezwykle poruszył. Przypomniał mi też, co tak naprawdę w życiu jest ważne i jak w jednej chwili, to co jest twoją życiową dewizą może się obrócić przeciwko Tobie. Nie klęska sama w sobie niesie przekaz, ale siła działania i walki. Pomimo, że nie przepadam za dramatami, o czym wspomniałam wcześniej, to w tym roku miałam już okazję obejrzeć trzy!, a ten rok trwa dopiero kilkanaście dni. 🙂 Boję się pomyśleć, co będzie dalej. Ten film w porównaniu do 7 minut po północy i Powidoków ma dla mnie dużo bardziej wartościowy przekaz. Dużo bardziej porusza, jest niezwykle smutny, a zarazem piękny. Pokazuje walkę i zmagania się po utracie bliskich. Taka strata jest niewątpliwie straszna i niepowetowana, ponieważ (w tym przypadku) dotyczy małych dzieci, które miały tyle życia przed sobą, a ktoś miał wobec nich inny plan. Nie jest to samo zmaganie się z żałobą, jest to unaocznienie różnych stanów ducha – etapów, różnych dróg przez które każdy człowiek będzie musiał prędzej czy później przemierzyć. Swego rodzaju terapia na ból, który nie jest wcale łatwo ukoić.
Film mocno ściska za gardło i wyciska łzy. Przedstawia historię króla życia, któremu przyjdzie w którymś momencie wypić kielich goryczy, jaki zafunduje mu los. Sprawi to, że zupełnie wycofa się z życia, zacznie zachowywać się irracjonalnie. Znajdzie się jednak ktoś, kto zechce, a może bardziej będzie zmuszony przez sytuację jemu pomóc. Zostanie podjęta nietypowa, ale adekwatna do przypadku, walka. Gra będzie się toczyć o człowieka, o jego życie.
Produkcja z każdą chwilą będzie coraz bardziej poruszająca. Na końcu nie poznamy odpowiedzi na wszystko. Zdarzenia i ludzie będą się przeplatać jak warkocz, który na końcu zostanie przewiązany – jak ładnie zapakowany prezent – kokardą. Takie uwieńczenie całej historii. Dodatkowo akcja toczy się oczywiście w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, co moim zdaniem, sprowadza cały pomysł w jeszcze bardziej wrażliwą sferę. Widz, w którymś momencie zamienia się w jeden wielki „żal”, ale jest to nawet w pewien sposób oczyszczające. Wszystko zaczyna jakby trochę koić i uspokajać. Z kina wyszłam będąc pod ogromnym wrażeniem, ale przeżyte w trakcie seansu emocje, nie sposób jest opisać. To po prostu trzeba zobaczyć…