
Muszę przyznać, że piąte spotkanie z Davidem Hunterem było baaardzooo… Ekscytujące! Z resztą jak każde poprzednie. Naprawdę, nie ma się do czego przyczepić, bo książka jest niesamowita.
Ciężko to wyjaśnić, ale bohater stworzony przez Simona Becketta jest tak niezwykle sympatyczny i prawdziwy, że aż ciężko uwierzyć, że udało mu się wykreować kogoś tak fajnego. S. Beckett miał świetną wizję na postać, którą konsekwentnie realizuje. Niezwykle racjonalna, często walcząca z własnymi rozterkami, śmiałabym powiedzieć nawet, że nader często pechowa, ale zawsze – mimo wszelkich przeciwności – bardzo pracowita i sumienna. Tego bohatera polubiłam praktycznie od pierwszych stron Chemii śmierci, gdzie spotkałam się z nim po raz pierwszy.
Najnowsza książka z przygodami sympatycznego antropologa nazywa się Niespokojni zmarli. Tematyka jest właściwie taka sama. Kryminał, poświęcony badaniu zwłok – w daleko posuniętym stanie rozkładu. Dość nieśmiały początek, opisami przypominającymi Rany kamieni, zmienia się szybko w zawiłe i intrygujące śledztwo. Autor nie pozostał długo w klimatach wspomnianej przed momentem książki i po kilku stronach zdecydowanie porzucił obrany kierunek, powracając do podobnego „ducha” panującego w maleńkiej wiosce zwanej Manham, w której niegdyś zamieszkał londyński lekarz. Identycznie elektryzująca atmosfera, nieprzychylni ludzie, zagadki, tajemnice, szybkie zwroty akcji i unosząca się w powietrzu groza. Mrocze, nieprzyjazne ludziom otoczenie, wprowadza czytelnika w mroczny klimat, aż poczuje on ten mroczny nastrój. Chwilami odnosiłam wrażenie, jakbym stała ze spotkanymi przez Huntera ludźmi twarzą w twarz, odczuwając na sobie piętno konfrontacji z wyjątkowo odpychającymi typami. Bardzo przeżywałam, co tam się dzieje. Dosłownie jak w tym sloganie kinowym z IMAX’a – Watch movie or be part of one. Czytając tę książkę, właśnie tak się czułam – jakbym była uczestnikiem tej historii. Niesamowite uczucie. Przygody dr. Huntera są niezwykle wciągające.
Śledztwo i towarzyszące mu wydarzenia podobały mi się o wiele bardziej, niż samo rozwikłanie zagadki i zakończenie. Nie jest to jednak jednoznaczne z tym, że końcówka była zła, nudna, czy nazbyt oczywista. Absolutnie nie! Jeśli w tym momencie pojawiły się w Tobie obawy, co do jakości zakończenia, to nie ma podstaw do zmartwień. Wszelkie obawy są kompletnie bezpodstawne.
Hunter niechętnie przygotowując się do wyjazd do swoich znajomych, niespodziewanie otrzymuje telefon. Zostaje poproszony o konsultację. Całe zajęcie ma być czysto formalną asystą przy wydobyciu zwłok. Nikt nie spodziewa się, że sprawy przybiorą nieco inny wydźwięk, a antropolog stanie się silnym tłem tamtejszych wydarzeń.
Finał okaże się równie zaskakujący, co wszystkie poprzedzające go wydarzenia. Mnie cała książka oczarowała. Czytając, siedziałam w pełni zaangażowana w to, co się dzieje na podmokłych terenach Backwaters, kibicując Hunterowi w jego sprawach – zarówno zawodowych, jak i sercowych. Wciągnęło mnie to tak bardzo, że nie mogłam się uwolnić i każdą wolną chwilę poświęcałam lekturze. Moje zaczytanie przyczyniło się nawet do przejechania dwóch przystanków tramwajowych. – Zdarzyło się kilka momentów, w których się kompletnie odrywałam się od rzeczywistości i przenosiłam się do miejsc, w które zabierał mnie Beckett. Bez dwóch zdań, książka jest naprawdę warta polecenia. Jeśli podobały się Tobie inne części, to tym bardziej, nie ma co zwlekać i musisz jak najszybciej udać się do księgarni w celu nabycia Niespokojnych zmarłych. Na sto procent się nie zawiedziesz!
Jeśli już przeczytałeś/-aś tę pozycję, to będę wdzięczna za podzielenie się swoimi wrażeniami.