
Długo przeze mnie oczekiwany Poznański Festiwal Kryminału Grandy już za nami…
Pierwszy dzień w opozycji do czwartkowego – wyjątkowo nieudanego – wykładu, był w moich oczach bardzo dobry – jak z resztą cały festiwal. Udało mi się załatwić dokładnie to, co zaplanowałam, czyli przede wszystkim zebrać autografy ulubionych autorów i uczestniczyć w interesujących mnie spotkaniach z pisarzami i nie tylko.
Dzień pierwszy
Czego nie widać? – Marcin Kącki
Całe pierwsze spotkanie, na które udało mi się dotrzeć, poświęcono rozmowie z Marcinem Kąckim, który jest dziennikarzem Gazety Wyborczej. Dziennikarz wyznał, że żywi się hejtem, jak również że ma rzeszę swoich wiernych hejterów, z którymi można powiedzieć jest „w stałym kontakcie”. Jak dla mnie człowiek zagadka.
Na początku powiedział, że nie lubi czytać kryminałów, bo to dla niego żadna forma rozrywki, nie czynią one go też, ani lepszym, ani mądrzejszym. Dlatego tym bardziej dziwi fakt, że w swojej pracy obraca się on właśnie w tej tematyce.
Tak czy siak, było śmiesznie, momentami refleksyjnie. Kącki słusznie zauważył, że w kryminale wszystko musi tworzyć spójną, logiczną całość, i że w książce musi się znaleźć jakaś zagmatwana historia. Kryminał rządzi się własnymi prawami (wspomnianymi przed chwilą), a tymczasem życie pisze najbanalniejsze scenariusze, których w książce by „nikt nie kupił”. Wydaje się to dość słuszne. Autor wypowiedzi, poparł swoje słowa różnymi przykładami. Taki życiowy paradoks. Chodzi o sytuacje, które w życiu przyczyniają się do rozwiązania zagadki kryminalnej. Sytuacja te wyglądają na zaplanowane działania, a w rzeczywistości są dziełem przypadku.
Kolejne spotkanie było zatytułowane:
Pisarz i scenarzysta, spójność myśli, czy dwa różne morderstwa
W kolejnej rozmowie uczestniczyli dwaj zarówno autorzy i scenarzyści – Jakub Żulczyk i Vincent Severski. Obydwaj Panowie zajmują się zawodowo zarówno pisaniem książek, jak i scenariuszy filmowych…
W trakcie rozmowy przedstawili różnice dzielące książkę/powieść od scenariusza filmowego. Z przekazanych przez J. Żulczyka informacji wynika, że w sumie kwestia scenariusza załatwiana jest pomiędzy producentem kreatywnym a piszącym scenariusz. Producent stał się dzisiaj dla scenarzysty partnerem. Można powiedzieć, że producent współtworzy scenariusz, ponieważ wie, ile co będzie kosztować, umie wyceniać wszystko na bieżąco, informując od razu scenarzystę, na co mogą sobie pozwolić.
Autorzy zgodnie potwierdzili, że pisanie scenariusza i książki, to kompletnie odmienne procesy twórcze. Wskazują przy tym, że tworzenie powieści jest pracą samodzielną, gdzie scenariusz stanowi pracę zespołową. Książka musi być spójna wewnętrznie, a nie względem rzeczywistości, która w niej jest przedstawiona. Chodzi o to, że powieść nie powinna przeczyć sama sobie. Pisząc książkę należy skupić się na jej języku, w filmie nie jest to istotne. Tam, dialogi są obok sytuacji i ich odbiór jest inny. W filmie język jest tylko jednym z kodów i to podrzędnym – w nim jest ważny obraz.
Cała rozmowa była niezwykle pouczająca i wciągająca. Bardzo żałowałam, że tak szybko dobiegła końca, gdyż z niej naprawdę można było wynieść bardzo dużo. Zdecydowanie był to do tej pory najlepszy panel.
Zaginięcia kryminalne. Poszukiwania po latach…
…tak właśnie brzmiał tytuł wykładu kończącego pierwszy dzień Poznańskiego Festiwalu Kryminału. Tytuł brzmiał bardzo zachęcająco. Tematykę zaginięć przedstawiła J. Stojer-Polanska. Początek nie obył się bez krótkiego wprowadzenia teoretycznego, czym w ogóle jest zaginięcie kryminalne, a właściwie, co się na nie składa. Podstawy zostały przedstawione bardzo szybko i dość sucho. Potem poleciały przykłady medialne i Pani Doktor omówiła kilka przypadków nierozwiązanych zaginięć. Po czym wspomniała jeszcze o „ciemnej liczbie przestępstw”, czyli o przestępstwach nieujawnionych, a dokładniej mówiąc: niezgłoszonych lub niewyjaśnionych z różnych powodów. Nie oszukujmy się, wykład był słabiutki. Nie polecam.
Tak przebiegł pierwszy dzień Grandy.
Dzień drugi
Muszę szczerze przyznać, że w sobotę wybraliśmy się w ramach Stacji sensacji na wycieczkę z Michałem Larkiem – autorem książek Martwe ciała, Mężczyzna w białych butach i Furia. Wycieczka nosiła tytuł: Mroczne zaułki Poznania.
Zbiórka odbyła się pod Nową Gazownią. Tam zebrała się grupa zainteresowanych. Mroczne miejsca oczywiście dotyczyły miejsc z książek Michała Larka.
Pogoda nie dopisywała. Praktycznie przez cały czas padał deszcz, momentami wspierany przez zimny, nieprzyjemny wiatr. Całe szczęście pogoda nas nie pokonała! 🙂
Zmierzając do miejsc przewidzianych przez pisarza, robiliśmy krótkie przystanki, podczas których autor czytał nam fragmenty swoich książek, wprowadzając nas w odpowiedni klimat Zwracał uwagę na różne fakty związane ze sprawami, które opisywał w swoich książkach albo opowiadał jakieś ciekawostki. Nastrój podkręcała kapryśna i ponura aura.
Najbardziej interesującym przystankiem była dla mnie ulica Wodociągowa, gdzie niegdyś mieszkał poznański zabójca i nekrofil – Edmund Kolanowski. Fragmenty Martwych ciał, czyli książki o tym mordercy porażały nie mniej niż miejsce, w którym mieszkał ten potwór. Miejsce samo w sobie nie jest straszne, ale świadomość, że na tym właśnie strychu „składał swoje lalki” ze zdobyczy pochodzących z ograbionych grobów, poraża. Zastanawiające jest, co takim ludziom musi w głowach siedzieć, że decydują się na tak makabryczne kroki.
Nie zabrakło także fragmentów z Mężczyzny w białych butach i Furii.
I możecie mi wierzyć lub nie, ale to było zdecydowanie jedno z lepszych wydarzeń Grandy.
Spotkanie z Markiem Krajewskim
Ze względu na omawianą przed chwilą wycieczkę, nie udało mi się wybrać na blok z Markiem Krajewskim. Całe szczęście autora kryminałów udało mi się złapać w księgarni autorskiej, gdzie podpisywał swoje książki. Pan Marek wydał mi się niezwykle sympatycznym, miłym i bardzo otwartym na ludzi człowiekiem.
Koronowana głowa w Poznaniu. Z Aleksandrą Marininą
Może wstyd się przyznać, ale powieści kryminalne kluczowej autorki – gościa specjalnego Grandy – są mi obce. Na spotkanie z autorką poszłam tylko dlatego, że czułam wielkość tej osobowości. Nazywana carycą rosyjskiego kryminału. Zwyczajna, bardzo sympatyczna Pani. Niestety forma, w jakiej przeprowadzony został wywiad z Marininą, była bardzo nieprofesjonalna. Może nie znam się na tym za specjalnie, ale chyba nie trzeba posiadać żadnej specjalnej wiedzy tajemnej, żeby zauważyć, że Pani profesor Bogumiła Kaniewska robiła zdecydowanie za długie wstępy do pytań, przez co pytania były dość nużące, niejednokrotnie w moim mniemaniu niedostatecznie przekazujące ich rzeczywisty sens. Co więcej odniosłam wrażenie, że od samej autorki oczekiwano krótkich i zwięzłych odpowiedzi. A to chyba ona miała być tutaj GWIAZDĄ WIECZORU, czy to mi się coś pomyliło?
Miłą atmosferę zastrzelono pytaniem związanym z tematyką gender, która podobno na polskich uniwersytetach jest omawiana na przykładzie bohaterki powieści rosyjskiej pisarki. Na pytaniu poległa nawet tłumaczka. Z kolei pani przeprowadzająca wywiad próbowała odwrócić kota ogonem, dając do zrozumienia, żeby tłumaczka tego nie tłumaczyła, bo to w gruncie rzeczy chodzi o feminizm, który pisarka już omawiała. O co chodzi? Nie wiem. W każdym razie zrobiło się bardzo niesmacznie…
Wrażenie zrobiła na mnie jednak publiczność, która w większości zadawała Marininie pytania w jej rodzimym języku. Ja, nie znam słowa po rosyjsku. Myślałam, że to nie jest aż tak bardzo rozpowszechniony w dzisiejszych czasach język. A tu się okazuje, że ludzie posługują się nim sprawniej niż angielskim. Zdumiewające, chociaż przypuszczam, że grono fanów może lubować się w rosyjskiej literaturze nieprzypadkowo 😉.
Dzień trzeci…
O sławie, marketingu i genialnych pomysłach
Ostatni dzień festiwalu był bardzo efektywny.
Pierwszym i w sumie cieszącym się największym zainteresowaniem wśród fanów kryminałów panelem było spotkanie z wirtuozem polskiego kryminału Remigiuszem Mrozem i autorką określaną polską Camillą Laeckberg – Katarzyną Puzynską. Na spotkanie z nimi przybyli setki fanów, którzy cisnęli się jak śledzie, na sali która nie była w stanie pomieścić wszystkich zainteresowanych. W rozmowie oprócz samych pisarzy uczestniczyli również ich koledzy z wydawnictw: Agnieszka Obrzut-Budzowska z Wydawnictwa Pruszynski i S-ka i Piotr Sternal z Wydawnictwa Poznańskiego/Czwarta Strona. Spotkanie poprowadziła Ewa Dobosiewicz i tutaj przyznaję, że rozmowa została przeprowadzona bardzo sprawnie. Prowadząca zadawała interesujące, fajnie skonstruowane pytania, nie zarzucała się zbytnio, zawsze odzywała się w odpowiednim momencie.
Zarówno Remigiusz, jak i Kasia opowiadali o tym, jak wygląda ich życie codzienne. Większość czasu spędzana przy piórze – czego w sumie można się domyślić po ilości wydawanych książek, co najmniej w przypadku Mroza. Z resztą niejeden autor czy autorka odnosili się do ilości „produkowanych” przez niego książek. Wynik jest świetny, więc można pozazdrościć 😉. Dowiedzieliśmy się również, że Mroza próbowali „rozebrać” z garnituru na rzecz trochę mniej oficjalnego stroju, na co autor się nie zgodził. Motywację swą uargumentował tym, że na co dzień chodzi ubrany w dres, a że rzadko wychodzi z domu, to musi sobie nadrobić. Mnie się jednak wydaje, że prawda jest zupełnie inna, i że to jego „prawnicza dusza” nakazuje mu chodzić w garniturze. Co można łatwo zauważyć na Uczelni wśród wykładowców i studentów prawa. Zamiłowanie do elegancji musi być! Jest moc!
Rozmowa była jednak skupiona na działaniach marketingowych i autorzy opowiadali o swoich doświadczeniach z planów zdjęciowych i najróżniejszych pomysłach swoich marketingowców, na które nie zawsze przystają, np. Katarzyna Puzynska nie zgodziła się na samodzielne odegranie swojej piosenki z książki Czarne Narcyzy. Pomysł się zrodził z tego, że Kasia kiedyś grała w zespole. Puznyska jednak twierdzi, że wcale nie umie grać na basie. Sprawą piosenki zajął się jednak zespół No more jokes. Piosenka spodobała się na tyle, że nalazła się na liście przebojów AntyRadia.
Najfajniejsze w kwestiach marketingowych jest to, że obydwoje samodzielnie budują relacje ze swoimi fanami w mediach społecznościowych – co widać na co dzień. Wiem, co mówię, bo ich regularnie obserwuję. 🙂
Na następnym wykładzie: …aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa, nie byłam, ponieważ stałam w kolejce po autografy. Najpierw po podpis do Remigiusza Mroza, a później do Katarzyny Puzynskiej. Do Mroza kolejka była gigantyczna!!! Wiedziałam, że jest bardzo poczytnym pisarzem, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Gdy Puzynska już była wolna, kolejka do Mroza w dalszym ciągu nie malała. Naprawdę się nie spodziewałam.
Jak zabić śmiechem i nie dać się złapać?
W rozmowie wzięli udział: Olga Rudnicka, Marta Obuch i Alek Rogozinski. Kurczę, ależ to są zabawni, weseli ludzie. Naśmiałam się co nie miara, rozmowa była śmieszna, miła, lekka i przyjemna. Rudnicka wyznała, że wcale nie chce pisać komedii kryminalnych. Pragnie wręcz przeciwnie, aby jej książki były utrzymane w klimacie z kart Stephen Kinga.
Czytałam jedną książkę Rudnickiej – Lilith i… z tego co pamiętam, to nie było w tej książce nic śmiesznego. Ale! Kiedyś na pewno sięgnę po jeszcze jakąś i wtedy podzielę się z Wami, czy ta akurat była śmieszna.
Z Rogozinskim i Martą Obuch nie miałam nigdy wcześniej do czynienia. Teraz jestem zmuszona wrzucić ich na moją dłuuugą listę zaległości kryminalnych. A w sumie już się zaczyna rok akademicki plus pisanie pracy magisterskiej. Nie wiem, jak ja to pogodzę 🙂.
Spotkaniem kończącym Poznański Festiwal Kryminału Granda było:
Trupów hurtowo trzech
Jest to tytuł zbioru opowiadań napisanych przez: Joannę Opiat-Bojarską, Olgę Rudnicką, Michała Larka, Joannę Jodełkę, Bohdana Głębockiego, Wojciecha Chmielarza, Ryszarda Ćwirleja, Gaję Grzegorzewską i Piotra Bojarskiego, który z resztą prowadził owo spotkanie. Ponownie mogliśmy spotkać się ze wspaniałymi autorami i zebrać podpisy na zbiorze opowiadań. Dochód z książki zostanie przeznaczony na budowę Domu Autysty w Poznaniu. Szczytny cel. Bardzo miło, że autorzy zgodzili się wziąć udział w tak wspaniałym przedsięwzięciu.
Granda była niezwykle udana. Szkoda tylko, że wszystkie spotkania są tak skoncentrowane, że nie da się we wszystkich uczestniczyć. No chyba, że ktoś umie się rozdwoić. Ja tej sztuki jeszcze nie opanowałam i pewnie nieprędko to zrobię. Teraz trzeba czekać cały rok do następnej Grandy. W tym roku zdecydowanie było warto!