
§ Jak do tego doszło
Moja pewnie ponad dwumiesięczna przygoda z Kingiem i Tańczącym Klaunem Pennywisem powoli dobiega końca. Na razie, bo zapewne za około dwa lata (jak już się ukaże druga część filmu, tym razem już z dorosłymi członkami Klubu Frajerów) polecę do kina niesiona na skrzydłach podekscytowania. W międzyczasie z pewnością niejednokrotnie będę wspominała pełną różnorodności i wielu słabości grupkę dzieciaków, ich niezwykle brutalnych prześladowców, przybierające postać najmroczniejszych koszmarów TO, jak również przepełnione lękiem i nienawiścią miasto Derry w stanie Main.
Moja przygoda z Kingiem i Pennyweisem sięga kilku lat wstecz. Książkę kupiłam kilka lat temu, ale jej rozmiar sprawił, że nie spieszyłam się z jej przeczytaniem. Gdy cały świat zaczął żyć rychłą premierą filmu To, nakręconego na podstawie książki, to powiedziałam sobie, nadszedł czas, żeby sięgnąć po tego olbrzyma. Tę powieść Kinga zaczęłam czytać mniej więc trzy tygodnie przed premierą filmu. Jak na początku (w trakcie urlopu) dobrze mi szło i w dwa, może trzy dni przeczytałam jedną czwartą książki, tak po urlopie, nie miałam już zbytnio czasu, żeby do niej sięgać. Czytałam więc po kilka do kilkunastu stron dziennie wtedy, gdy pozwalał mi na to czas. Idąc do kina miałam za sobą trochę ponad połowę książki i myślałam, że wiem już praktycznie wszystko o dzieciństwie Klubu Frajerów, ponieważ akurat na tapecie były ich losy już jako dorosłych ludzi. Jak bardzo się pomyliłam, dowiedziałam się dopiero przewracając ostatnie karty powieści.
§ Ciekawość książki a jej długość
Dziecięce przygody są przeplatane wydarzeniami z życia dorosłego bohaterów do samego końca. Akcja wchodzi na najwyższe obroty przede wszystkim na samym końcu. Ostatnie sto stron zaskakuje tak bardzo, że zdarzało mi się przytwierać szeroko oczy i buzię ze zdziwienia. Może to był szok, przeżyty po tym, co przeczytałam.
Przyznam szczerze, że nie wiem czy autor momentami za bardzo nie odleciał w swoich pomysłach, ale jedno jest pewne – umie zrobić piorunujące wrażenie na czytelniku.
Historia momentami jest przepełniona nadmiernym gawędziarstwem, a wątki fabularne są nadmiernie rozciągnięte. Ogólna obyczajowość powieści, styl pisania i różnorodne pomysły autora zasługują niemalże na ukoronowanie. „Odcięcia prądu” – nadmierne rozwodzenie się nad pobocznymi wątkami powodujące odpłynięcie myślami gdzieindziej, były tylko chwilowe, a akcja ponownie szybko się rozkręcała, wciągając bezpamiętnie.
§ To – co to właściwie jest?
To jest niewątpliwie horrorem, który praktycznie od pierwszych do ostatnich stron, niejednokrotnie trzyma czytelnika w ogromnym napięciu i emocjach. To historia grupki dzieciaków – nazywających siebie Klubem Frajerów i ich zmagań z przeciwnościami życia (ich ułomności postrzegane przez pryzmat społeczeństwa) i losu (w postaci starszych osiłków, którzy nie tylko im dokuczają, ale i stosują wobec nich przemoc fizyczną – bardzo dużo przemocy).
Głównym bohaterem książki jest Bill Denbrough. Poznajemy go w trakcie choroby, podczas której buduje dla swojego młodszego braciszka – George’a – papierową łódeczkę. Bracia, oczywiście nie szczędzą sobie złośliwości. Georgie idzie od razu przetestować. Musi to zrobić sam, gdyż jego brat musi zostać w domu, przykuty do łóżka przez chorobę. Bill, wtedy jeszcze nie wie, że już nigdy nie zobaczy brata żywego. Zdarzenie to jest związane z serią brutalnych morderstw i zaginięć mających miejsce w Derry. W mieście jest ktoś lub coś i poluje na dzieci. W miasteczku zakorzeniło się zło, które czai się głęboko w kanałach. Prawdopodobnie przez TO dochodzi nadmiernie często do serii okrutnych morderstw, gwałtów i tragicznych wypadków w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach.
Najistotniejszym elementem tej niebezpiecznej układanki jest fakt, że dorośli są jakoby uodpornieni na To i nie są w stanie przez to dostrzec otaczającego ich zła. Tylko dzieci widzą To, które przybiera najróżniejsze kształty. Jego wygląd jest uzależniony od tego, jakie lęki drzemią w głowie konkretnego dziecka.
Klub Frajerów okaże się „wyjątkowo” odporny na zabójczą „moc Tego”. Ich wewnętrzna siła, przykre doświadczenia, złość na rażącą niemoc i brak działania dorosłych i lista licznych ofiar sprawią, że ci młodzi ludzie zdecydują się pokonać To, co czai się z kanałach. Stoczą walkę z tym odwiecznym potworem, który pojawia się co 27 lat. Nie uda im się jednak pokonać go definitywnie. Po stoczonej, wygranej bitwie złożą obietnicę, przypieczętowaną krwią, że gdy To pojawi się znowu, oni wrócą i ponownie w nie uderzą. Tym razem atak będzie definitywny.
W ciągu prawie trzydziestu lat, każdy z nich ułożył sobie życie na nowo. Zapomnieli o przeszłości i dręczących ich wtedy koszmarach. Zaalarmowani o powrocie Tego, powracają do Derry już jako dorośli ludzie. Czy uda im się obudzić w sobie dziecięcą siłę, odegnać paniczny strach i staną twarzą w twarz z odwiecznym kosiarzem dziecięcych żyć? Wszyscy są praktycznie pewni, że nie wyjdą z tego żywi, ale mimo wszystko starają się stawić czoła dziecięcym strachom. Zaatakują To, całą swoją siłą.
§ Klub Frajerów to…
…niezwykle zgrana grupka przyjaciół. Z perspektywy czytelnika, to świetnie stworzeni bohaterowie. Każdego z nich cechuje unikalny charakter i osobowość. Członkowie tej grupy są różni od siebie, a jednak w pewien sposób tacy sami – wyposażeni w jakieś ułomności.
Ich przywódca – Billy zwany Jąkałą, nie umie wypowiedzieć bez zacięcia jednego słowa. Ale trzyma całą grupę w kupie, jest jej niepisanym przywódcą i głową każdej operacji. Eddie – to zakompleksiony przez matkę hipochondryk, który bez aspiratora w dłoni nie jest w stanie normalnie funkcjonować, ale świetnie orientuje się w terenie i choć nie wygląda, ma bardzo waleczne serce. Niewyparzona Gęba – Richie, który aspiruje do najzabawniejszej osoby w grupie. Próbuje on w dość nieudolny sposób naśladować głosy i sposób mówienia najróżniejszych osób i jest twardą podporą grupy. Niewyobrażalnie gruby Ben (Haystack) jest niezwykle czuły – bardzo kocha swoją koleżankę z grupy i zawsze gotów poświęcić za nią życie, ale to także świetny budowniczy. Dopóki nie dołączył do grupy, wolny czas spędzał w książkach i bibliotece, która jest dla niego wyjątkowym miejscem. Stan, któremu ciągle przytykają jego żydowskim pochodzeniem, z czego on oczywiście się bradzo raduje. Jest odrobinę wstrzemięźliwy i wycofany, ale gdy trzeba, zawsze staje u boku swoich przyjaciół. Do zrzeszenia przystąpiła jeszcze Beverly. Dziewczyna boryka się z kolei z przemocą w domu i przewrażliwionym na punkcie jej rodzącej się kobiecości ojcem. Nastolatka jest wymiętym strzelcem, a do tego jest bardzo odważna i załatwia papierosy, co dodatkowo podnosi jej wartość. I na koniec czarnoskóry Mike, który najpóźniej dołączył do grupy, to wychowany w chrześcijańskim duchu chłopak, prześladowany za swój kolor skóry, doświadczony życiem, a mimo wszystko niezwykle spokojny i dobry. Ta siódemka ma kupę ułomności. Niektórzy z nich są ich bardzo świadomi, niektórzy mniej, inni wcale, ale podchodzą do nich (do siebie) z ogromnym dystansem, w końcu nazywają siebie Klubem Frajerów. Może ten dystans daje im tę niewiarygodną siłę do walki z przeciwnościami losu i potworem, który ukrywa się w kanałach Derry. Mają ogromną przewagę, mimo że nie są jej świadomi.
§ Najlepszy moment w książce
Cała powieść jest absolutnym arcydziełem. Każda powieść ma swoje lepsze i gorsze momenty. W tej książce ogólnie jest dużo dobrego.
Chciałam wskazać, że to nie tylko dobra powieść grozy, ale również świetna obyczajówka. Starałam się wybrać coś, w czym będzie mało Tego, chociaż zachowanie chłopaka, o którym zaraz napiszę, jest niewątpliwie silnie ukształtowane przez przygody związane z Pennywisem. Znalezienie czegoś, co nie ma bezpośredniego związku z polowaniem na To jest bardzo trudne, ale był jedna rzecz, która szczególnie zwróciła moją uwagę.
Bardzo utkwiło mi w pamięci zajście mające miejsce w szpitalu, gdzie trafił Eddie z powodu złamanej ręki.
Histeryczne ataki jego matki i jego zdecydowanie, które było tak bardzo do niego niepodobne, a którym się wykazał w tamtej sytuacji, gdy jego matka nie wpuściła do niego przyjaciół, wywarły na mnie naprawdę ogromne wrażenie. To było piękne. Po prostu wiwatowałam dla tego biednego chłopca, który tak dzielnie walczył, próbując zaprezentować swoje zdanie i wydostać się spod tego szczelnego klosza, którym okrywała go matka. Pamiętam, jak niezwykłe i różnorodne uczucia towarzyszyły mi podczas czytania tego rozdziału. Przede wszystkim radość i poczucie wygranej, że mały chłopiec wyrywał się ze szponów tej szalonej kobiety.
Oczyma wyobraźni widziałam te sceny, które jak obrazy przesuwały się w mojej głowie: Matka i jej okropne zachowania „wyglądały” tak realnie i prawdziwie i Mały Rycerz – Eddie próbujący w bardzo wyważony, aczkolwiek zdecydowany sposób się jej sprzeciwić.
§ Najstraszniejszy moment
Oprócz rozbudowanych wątków pobocznych spotykanych w całym opowiadaniu, znajdziemy tu wiele momentów z pogranicza życia i śmierci. Strasz wypełnia strony po brzegi, bo to w końcu horror. W tej kwestii bardzo ciężko jest zdecydować się na podium, gdyż książka obfituje w tego typu momenty: ożywające zdjęcia, ogromne ptaszysko, wilkołaki ścigające chłopców wzdłuż opustoszałych ulic, mumie, krew tryskająca z umywalki, klauny, martwi chłopcy i trędowaci siedzący pod werandami. Każdy znajdzie coś dla siebie, to co lubi, to co go przeraża. Wszystkie straszaki są okraszone szczegółowymi opisami np. wyciekającej z oczu ropy, krwi, zgniłych nosów, zaropiałych pryszczy itp. Okropności tu nie zabraknie.
§ Całokształt to…
…bardzo rozbudowana, szczegółowa historia, w której występują doskonale wyrzeźbione rzeczywiste postacie. To porywa, momentami mrozi krew w żyłach swoją wulgarnością i straszy. Wszystko, dodatkowo pokryte – na początku – lekko erotyczną młodzieńczą powłoką, która później (na końcu) przeradza się w prawdziwą młodzieńczą perwersję. Z czystym sercem mówię, że nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Przyznaję, że byłam dogłębnie dotknięta i zszokowana pewną końcową sceną z Beverly. Podziwiam Kinga, że nie bał się wprowadzić takiej sceny do swojej książki. Chociaż to nie tylko Bev znalazła się w oku tego erotycznego cyklonu. Wcześniej swoje pięć minut miał również Henry z kolegami, tam też się działo!
Oprócz tych kilku szokujących scen, cała książka dodatkowo obfitowała w ogromną brutalność. Z każdym następnym zdarzeniem, coraz ciężej było mi je akceptować. Spotkałam się z opiniami, że niektóre fragmenty filmu cechowało nadmierne okrucieństwo. Dla nich wszystkich mówię: Nie czytajcie książki! Tam, to się dopiero dzieje! Istne apogeum. Gdy mi się wydawało, że już brutalniej się nie da, wtedy King zabijał mi nowego ćwieka z dawką nowego, jeszcze bardziej zaawansowanego bestialstwa.
Do kompletu brakuje nam jeszcze elementu strachu, który oczywiście jest obowiązkowy w powieści grozy. Spokojnie! Tego też tam nie zabraknie. Większość wydarzeń jest przepełniona najróżniejszymi potwornościami, które pozwalają zatracić się w czytanej treści. To porywa bezpamiętnie, chociaż chwilami wątki poboczne wydawały mi się trochę nużące. I ilość tych stron – zawrotna! Pomimo tego, że czytało się to bardzo dobrze, bo historia wciąga, bo angażuje, to i tak momentami wydawało mi się, że już nie dam rady. Moje ostatnie dwa miesiące życia były kompletnie wypełnione Tym i nie było nic oprócz tego. Potwory, klauni, mumie, trędowaci, wyuzdane sceny młodzieńczego poznawania swojego ciała (chociaż to chyba trochę zbyt delikatnie powiedziane) i ta do bólu sadystyczna brutalność. Sporo tego jak na jedną książkę. Dawka – 1100 stron takiej mieszanki może momentami prowadzić do zwątpienia. Co może sprawić, że staniesz się chorym, nieobliczalnym klaunem, takim jak Pennywise….
Nieważne, że czasem nachodziły mnie chwile zwątpienia, czy dam radę dokończyć tę książkę, bo wydawała się nie mieć końca. I tak, gdy przewróciłam jej ostatnie strony i w końcu zobaczyłam okładkę, to poczułam wypełniającą mnie pustkę, którą pewnie ciężko będzie wypełnić innymi pozycjami. W sumie taka „piękna”, emocjonująca, pełna mimo wszystko śmiesznych momentów książka, a zakończenie jakieś takie przykre…
§ Najciekawsze cytaty
Razem poszukamy mojego okręcika – rzekł George. Gęsta, żółta ropa, szydercza imitacja łez, ściekała mu po policzkach. Wyciągnął rękę w stronę Billa i przechylił głowę na bok, a w jego usta rozchyliły się, ukazując zakrzywione kły. – Znajdziemy go – powiedział George, a Bill poczuł oddech Tego, smród zwierząt rozjechanych na autostradzie w środku nocy. Kiedy George ziewnął, Bill zobaczył kłębiące się w jego ustach robaki. – To jest nadal tu na dole… To pływa tu razem z nami… bo tu wszyscy pływamy, Bill… wszyscy pływamy…
***
One pływają w powietrzu – warknęło To. – Pływają, George, i kiedy znajdziesz się tu na dole ze mną, ty też będziesz pływał…
George pochylił się do przodu. Nagle poczuł zapach orzeszków ziemnych! Gorących prażonych orzeszków! I octu! I frytek! Czuł zapach waty cukrowej i pączków, a także słaby, ale mimo to wyraźny odór zwierzęcego łajna. Czuł łagodny aromat trocin. I… I przenikający przez to wszystko smród powodzi i rozkładających się liści, i czeluść mrocznych kanałów. Ten smród był wilgotny i zgniły.
***
[…] Nie wolno mi niczego brać od obcych. Tak mówi mój tata. – Twój tata bardzo mądrze mówi – powiedział klown w kanale, wciąż się uśmiechając. […] – Naprawdę bardzo mądrze. A więc przedstawię Ci się. Widzisz, George, ja jestem Pan Bob Gray znany także jako Pennywise, Tańczący Klown. Pennywise, poznaj George’a Denbrough. George, poznaj Pennywise’a. Teraz już się znamy. Nie jestem dla Ciebie obcy, tak jak ty nie jesteś obcy dla mnie. […]
***
Głos zaczął się nagle krztusić i z otworu umywali wypłynął jasnoczerwony, wypełniony bąbelkami powietrza strumień; strużki krwi rozlały się po brudnej porcelanie. Krztuszący się głos mówił teraz szybciej i w trakcie monologu zmieniał się – najpierw był to głos małego dziecka, potem głos nastolatki, jeszcze później (co Beverly uświadomiła sobie z przerażeniem) usłyszała głos Veroniki Grogan – dziewczyny, którą znała. Ale Veronika nie żyła, znaleziono ją martwą w kanale…
***
Nazwiska i adresy w moim małym notesie blakną. Barwa atramentu, jakim zostały zapisane, wygląda, jakby zrobiono je pięćdziesiąt, a może nawet siedemdziesiąt pięć lat wcześniej niż pozostałe wpisy i notatki. To się stało w ciągu ostatnich czterech, pięciu dni. Jestem pewien, że do września znikną zupełnie. Przypuszczam, że mógłbym je zachować – mógłbym zacząć je przepisywać. Jednak jestem pewien, że i one również zaczęłyby blaknąć, a niebawem cały mój wysiłek poszedłby na marne; stałby się tym samym co przepisywanie pięćset razy zdania: „Nie będę pluł na podłogę w klasie”. Przepisywałbym nic nieznaczące nazwiska, zupełnie nie zdając sobie sprawy, po co to robię. Daj temu spokój. Daj spokój. Niech będzie, co ma być.
***
Cytaty pochodzą z książki: To – Stephena Kinga, Wydawnictwo Albatros, rok wydania 2014
§ Podsumowując
Wspaniała historia, utrzymana w kingowskim klimacie horroru. Autor nie poszedł na żadne ustępstwa i konsekwentnie stworzył brutalną, pełną grozy, wciągającą wielowątkową powieść grozy. Bardzo obszerna pozycja, ale nie przeczytanie tej książki, to grzech.